Gwinea – kraj tańca, dżungli i prawdziwych emocji
Podróż do Gwinei chodziła mi po głowie od dawna. Chciałem poczuć Afrykę, która nie została jeszcze opisana w przewodnikach, i znaleźć miejsce, gdzie codzienność nie kręci się wokół all inclusive. Gwinea okazała się strzałem w dziesiątkę – surowa, głośna, dzika i jednocześnie niesamowicie gościnna.
Już pierwsze godziny w Konakry utwierdziły mnie w przekonaniu, że trafiłem do miejsca, gdzie rytm życia wyznaczają bębny, a ulice pulsują energią. Nie da się tu po prostu być – trzeba uczestniczyć.
Jak wyglądał mój przelot do Gwinei?
Nie istnieją bezpośrednie loty do Gwinei z Polski, więc postawiłem na klasyczną trasę z przesiadką w Paryżu. Można też wybrać inne kombinacje przez Frankfurt, Mediolan czy Londyn. Przelot do Gwinei trwał łącznie około 10–12 godzin – w zależności od długości przesiadek.
Nie był to najkrótszy lot w moim życiu, ale emocje związane z samą destynacją wynagradzały każdą minutę spędzoną na lotniskach.
Kiedy najlepiej lecieć?
Wybrałem porę suchą – styczeń. Zdecydowanie polecam ten okres, bo od listopada do lutego jest sucho, a temperatury (około 22–26°C) idealnie nadają się do podróżowania. Od maja do września deszcze potrafią zalać drogi i skutecznie zniechęcić do dalszych wypraw.
Jeśli planujesz podróż do Gwinei, koniecznie zaplanuj ją w porze suchej – kraj wtedy pokazuje swoje najlepsze oblicze.
Wiza do Gwinei – co trzeba wiedzieć?
Wizę załatwiłem w Konsulacie Honorowym Gwinei w Warszawie. Poszło szybciej niż się spodziewałem. Do tego ważny paszport, najlepiej na 6 miesięcy do przodu, i obowiązkowe szczepienie na żółtą febrę – bez tego nie przejdziesz przez granicę. Warto mieć też ze sobą bilet powrotny i potwierdzenie noclegu.
Hotel w Gwinei – gdzie się zatrzymałem?
Na start wybrałem prosty hotel w Gwinei w centrum Konakry. Pokój z wiatrakiem, prysznic z zimną wodą, ale za to świetna lokalizacja i najlepsze śniadania w mieście – świeże owoce, kawa, pieczywo prosto z pieca.
Potem przeniosłem się do regionu Futa Djalon, gdzie nocowałem w skromnym domku prowadzonym przez lokalną rodzinę. Widok z okna? Zielone wzgórza, poranna mgła i cisza, jakiej od dawna nie słyszałem. Taka jest Gwinea.
Co mnie zachwyciło?
Ludzie. Tancerze na ulicach, muzycy grający przy ogniskach, dzieci wołające „bonjour!” z każdego zakamarka. A do tego natura – lasy deszczowe, bazary pełne zapachów i kolorów, wyżyny, z których można patrzeć na świat bez końca.
Podczas jednej z wypraw do dżungli czułem się jak odkrywca. Przewodnik zaprowadził mnie do wodospadu, który nie miał nazwy, a widoki przebiły wszystko, co do tej pory widziałem.
Czy warto?
Bez dwóch zdań. Loty do Gwinei może i nie są najwygodniejsze, przelot wymaga odrobiny planowania, ale to właśnie dzięki temu można odkryć miejsce, które wciąż jest prawdziwe. Bez filtra, bez scenografii, bez tłumów.
Jeśli szukasz miejsca, które poruszy Cię od środka – podróż do Gwinei może być właśnie tym, czego potrzebujesz.




No comments yet.